Cykliczne spotkania przedstawicieli podkarpackiej branży wędliniarskiej z wicemarszałkiem Lucjanem Kuźniarem stają się powoli tradycją. Głównym tematem rozmów pozostaje kwestia zagrożeń dla branży mięsnej w naszym województwie. Jej powodem jest wprowadzenie na terenie Unii Europejskiej - już od września br. - nowych norm dotyczących obecności benzo(a)pirenu w wędlinach wędzonych w sposób tradycyjny nad paleniskiem dymem z drewna drzew liściastych. Nastąpiło ich radykalne zaostrzenie z dotychczasowej zawartości 5,0 mikrograma na kilogram gotowego wyrobu do 2,0 mikrograma.
Na terenie województwa działa ok. 230 zakładów zajmujących się wyrobem wędlin, z których 90 proc. wędzi tradycyjnie. Części z nich, ze względu na tradycyjną technologię wędzenia, trudno będzie obniżyć do tak niskiego poziomu obecność benzo(a)pirenu. Dotyczy to generalnie wędlin klasy premium, najchętniej kupowanych przez klientów, o wyjątkowym smaku i jakości, opartych o dawne receptury produkcji.
- W skali kraju rynek na tego typu wędliny szacuje się na 3-5 mld zł rocznie. Wyeliminowanie rzemieślniczych, rodzinnych firm z tego obszaru otworzy drogę dużym potentatom – mówi Fryderyk Kapinos, dyrektor ds. marketingu PPM Taurus z Pilzna, dziennie produkującego od 20 do 25 ton wyrobów, z których 50 proc. stanowią tradycyjnie wędzone. – W Radomyślu Wielkim działa 14 tego typu podmiotów, a w powiecie mieleckim 26. To jest bardzo poważny problem dla przyszłości tych zakładów.
Paweł Krajmas, dyrektor Zakładu Mięsnego „Jasiołka” z Dukli (przedstawiciel Klastra Podkarpackie Smaki) podkreśla, że zgodnie z wyliczeniami GUS-u, Polak średniorocznie zjada… 2,5 kg kiełbasy. A dokładnie tyle samo benzo(a)pirenu co w kg kiełbasy jest w… 3 wypalonych papierosach. – I dlatego coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy tak naprawdę chodzi tutaj o zdrowie konsumentów, co podkreślają niektórzy politycy. Bo w kg kapusty może być średnio 25-40 mikrograma benzo(a)pirenu i jakoś nikt nie zakazuje jej spożycia. W liściach herbaty norma wynosi 21, w margarynie do 36, a w kawie palonej naturalnej i zbożowej dopuszcza się do 13 mikrogramów. I skąd ten pomysł na 2 mikrogramy w wędzonkach? – pyta retorycznie dyrektor Krajmas.
Z kolei wicemarszałek Lucjan Kuźniar podkreślił zaangażowaniu Zarządu Województwa Podkarpackiego w działania związane z obroną branży wędliniarskiej przed załamaniem. Na kolejnych spotkaniach będą poruszane projekty działań dotyczące wsparcia i pomocy ze strony Samorządu Województwa Podkarpackiego w tym zakresie.
źródło: Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju i Promocji Podkarpacia "Pro Carpathia"
Pomysłodawcą koncertu jest Jan Budziaszek, od 1965 r. perkusista zespołu Skaldowie z Krakowa. Grał on m.in. z Tomaszem Stańką, Januszem Muniakiem, Jarosławem Śmietaną, a także z Marylą Rodowicz i z grupą “Pod Budą”. Jest autorem "Dzienniczka Perkusisty". W części IV jeden rozdział poświęcił koncertowi "Jednego Serca Jednego Ducha" z 2003 r.
Pomysłu na takie spotkanie modlitewne nie udałoby się zrealizować, gdyby nie pomoc dwóch rzeszowskich księży – ks. Andrzeja Cyprysia (Duszpasterza Akademickiego WSIiZ w Rzeszowie) i ks. Mariusza Mika (Duszpasterza Odnowy w Duchu Świętym Diecezji Rzeszowskiej), którzy w ramach współpracy z KSM Diecezji Rzeszowskiej dokładają starań, aby wszystko było jak najlepiej.
źródło: http://www.jednegoserca.pl
Koncert ten zrzesza niesamowitą publiczność, która razem śpiewa i modli się. Historia tego koncertu zaczęła się w maju 1981 roku w Meksyku. Jak mówi sam pomysłodawca Jan Budziaszek: „Jeśli chcesz posłuchać dobrej muzyki, to sobie zagraj sam” - motto to otwiera każdy koncert. Młodzież, starsi i dzieci zapełniają Park Sybiraków w Rzeszowie i pogłos muzyki rozprzestrzenia się w eterze.
DLACZEGO W RZESZOWIE?
W marcu 2002 roku ks. Mariusz Mik, który pełni w diecezji rzeszowskiej obowiązki koordynatora ruchu Odnowy w Duchu Świętym, zaprosił mnie wraz z zespołem Hallelujah Country Band, aby wspólnie poprowadzić rekolekcje dla młodzieży z Centrum Kształcenia Ustawicznego w Rzeszowie. Opowiedziałem mu o swoim marzeniu - mówi Jan Budziaszek. Ks. Mariusz również marzył o koncercie, w którym muzycy służą swym kunsztem publiczności i animują ją do wspólnego śpiewu i modlitwy [...] - i tak to się zaczęło.
Każdego roku w Boże Ciało w Rzeszowie zjeżdża się cała Polska, aby razem czcić Boga i modlić się śpiewem.
R. Rzońca
Doba komputera i Internetu przynosi, owszem, wiele korzyści. Między innymi ludzie mogą swobodnie czytać portal pomia.pl. Szybciej się komunikujemy, załatwiamy prezenty pod choinkę, możemy nawet kupić jedzenie, które zostanie dowiezione pod nasze drzwi. Tak, moc Internetu w XXI wieku jest cudowna.
Taką wielką cudownością są także portale społecznościowe. Kilka lat temu panowała wielka moda na Naszą-klasę, jednak Facebook przegonił ją i panuje do dzisiaj. Jak wiedzą wszyscy, albo niekoniecznie, jego twórcą jest niejaki Mark Zuckerberg. Ogłoszony najmłodszym milionerem świata ma się dobrze. A współczesne społeczeństwo jeszcze lepiej.Tylko może pomijając minusy Facebooka. Pierwszy z nich to swoisty rodzaj uzależnienia od takiego słówka pod każdym postem. LIKE. Lub po polsku-Lubię to. Niby nic, niegroźny przycisk, ale naprawdę robi niesamowite spustoszenie głównie w głowach młodych ludzi.
Zaczęła się era lajkowania, która źle wpływa. Dziś od ilości przycisków LIKE przy poście czy zdjęciu wyznacza sławę danego młodego osobnika. Jest to ważne. Jeżeli mamy trzy czy cztery lajki jesteśmy niesławni i prawdopodobnie całe nasze życie nie ma sensu. Ale jeżeli ich ilość dochodzi do siedemdziesięciu, osiemdziesięciu, wtedy możemy się cieszyć i tworzyć dalej.
Jest to dziwne i nowoczesne myślenie, które właściwie w ogóle się nie sprawdza. Ten przycisk jest tylko dodatkiem, ale czasami dzięki niemu możemy także wygrywać konkursy. Jest więc nie tylko pomocny w popularności. Jednak czy te lajki mogą uratować życie?
Nie, niestety nie mogą. Mówi nam o tym pewna kampania UNICEF-u. Niestety kliknięcia i udostępnienia mogą jedynie nagłośnić sprawę. Ratowanie życia jest bowiem dużo trudniejsze, niż pomoc jednym gestem zaledwie i to jeszcze przez ekran komputera. Mówią nam o tym nawet dwa filmiki zamieszczone na Youtubie pt: „Likes don’t save lives”. Serdecznie je polecam. Mówią samą prawdę.
Bo lepiej wspierać na żywo, lepiej na żywo kochać.
Czasami można się zastanowić, czy pisarze science-fiction nie zaczną nagle pisać na temat płacenia lajkami w przyszłości i innymi rzeczami, które są związane z Facebookiem. Miejmy jednak nadzieje, że zostaną oni tylko i wyłącznie przy kosmosie.
I tylko przy nim.
Angelika Dłubak
Fot.: Robert Kollmann