Każdy człowiek otrzymuje od Boga dar, jakim jest powołanie. Bóg chce powiedzieć człowiekowi, co ma robić w życiu by być szczęśliwym. Powołanie jak napisał Jan Paweł II w liście do młodych „Parati semper” jest to projekt życia zaproponowany człowiekowi przez Boga. W określonych warunkach historycznych. Jest niezasłużonym darem Boga udzielonym człowiekowi. Podstawowym zadaniem chrześcijanina jest być człowiekiem właśnie na miarę daru, jaki otrzymał[1]. Powołanie jest procesem dynamicznym, w nim to człowiek nieustannie przekracza samego sobie i podejmuje wyzwania swoich czasów.
Mówi się o powołaniu lekarza, nauczyciela, powołaniu do małżeństwa a także o powołaniu do kapłaństwa. Powołanie do kapłaństwa jest szczególnym powołaniem, ponieważ w odróżnieniu od innych powołań kapłaństwo jest powołaniem do wyłącznej przynależności Bogu. Kapłan nie należy już do siebie samego, ale należy do Boga. Kapłan jest znakiem Królestwa Bożego, ma żyć dla Boga a dopiero z Nim i przez Niego dla ludzi.
Kapłan jako szafarz i świadek Bożych tajemnic nie może poddawać się prądom czasów w jakich żyje, nie powinien ulegać różnym formom manipulacji. Jaki powinien być współczesny kapłan odpowiedz daje Jan Paweł II w Liście do kapłanów na Wielki Czwartek w 1979 roku: „zawsze potrzebny okaże się kapłan, który głęboko wierzy, który odważnie wyznaje, który żarliwie się modli który z całym przekonaniem naucza, który służy, który wdraża w swe życie program ośmiu błogosławieństw, który umie bezinteresownie miłować, który jest bliski wszystkim, a w szczególności najbardziej potrzebującym [2].
Przypis
1. A. Derdziuk. Powołanie. W: Jan Paweł II. Encyklopedia nauczania moralnego. Red. J. Nagórny, K. Jeżyna. Radom 2005 s. 10-11.
2. Jan Paweł II. List do kapłanów na Wielki Czwartek 1979 http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x281/list-do-kaplanow-na-wielki-czwartek/
Fot http://www.sxc.hu
Tekst: Ewelina Bal, absolwentka teologii oraz Studiów Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa KUL, doktorantka KUL.
Jan Bosko urodził się 16 sierpnia 1815 r. w ubogiej wiejskiej rodzinie w Becchi (ok. 40 km od Turynu w Piemoncie). Jego rodzicami byli Franciszek Bosko i Małgorzata Occhiena, kobieta energiczna, pracowita i religijna, późniejsza gospodyni w Oratorium syna. Bardzo wcześnie doświadczył pierwszej w swoim życiu poważnej straty – gdy miał dwa lata, zmarł jego ojciec. Matka musiała zająć się utrzymaniem trzech synów. Niewątpliwie doświadczenie to pozwoliło mu później lepiej zrozumieć sytuację bezdomnej młodzieży Turynu, która podświadomie szukała postaci-ideału, ojca.
Młode lata spędził w ubóstwie. Wcześnie musiał podjąć pracę zarobkową. W roku 1824, kiedy Janek miał zaledwie 9 lat, Bóg w tajemniczym widzeniu sennym objawił mu jego przyszłą misję. Oto jak sam wspomina to wydarzenie: “(…) Byłem niedaleko domu, na dużym podwórzu, na którym bawiło się wielu chłopców. Jedni się śmiali, inni grali w coś, wielu przeklinało. Słysząc to, rzuciłem się między nich i przy pomocy słów i pięści usiłowałem ich uciszyć. W tym momencie pojawił się przede mną majestatyczny, pięknie ubrany mężczyzna, cały spowity białym płaszczem. Jego twarz jaśniała takim blaskiem, że nie mogłem na nią patrzeć. Nazwał mnie po imieniu i kazał stanąć na czele tych chłopców. Dodał: >>Będziesz musiał pozyskać ich przyjaźń dobrocią i miłością, a nie pięściami<<. (…)”.
Od tego momentu, mimo jeszcze bardzo młodego wieku, Janek Bosko robił wszystko, aby wypełnić powierzone mu zadanie. Od przygodnych kuglarzy i cyrkowców nauczył się wielu sztuczek, którymi potem chętnie popisywał się przed mieszkańcami swojej wioski, a pokazy przeplatał modlitwą, pobożnym śpiewem i powtórzeniem kazania, które w niedzielę usłyszał w kościele.
Pierwszą Komunię świętą przyjął w wieku 11 lat. Gdy miał lat 14, rozpoczął naukę u pewnego kapłana-emeryta. Musiał ją jednak po roku przerwać po jego nagłej śmierci. W latach 1831-1835 ukończył szkołę podstawową i średnią. Nie mając funduszy na naukę, imał się różnych zawodów (m.in. krawiectwa, szewstwa, stolarstwa), aby zarobić na swoje utrzymanie i opłacenie nauczycieli. Nie wiedział jeszcze wówczas, jak bardzo przydadzą mu się w przyszłej pracy wychowawczej zdobyte umiejętności.
W 1835 r. udało mu się zrealizować marzenie, które nosił w sercu od lat: wstąpił do seminarium duchownego w Chieri, aby sześć lat później otrzymać z rąk arcybiskupa Turynu święcenia kapłańskie. Zdecydował wówczas, że nadal będzie pogłębiać swoją wiedzę teologiczną i wstąpił do Konwiktu kościelnego św. Franciszka z Asyżu w Turynie na kolejne trzy lata nauki, w trakcie których miał okazję poznać sytuację młodzieży żyjącej w mieście. Był przerażony tym, co zobaczył. Młodzi włóczyli się po ulicach bez pracy i wykształcenia, pełni agresji i nieszczęśliwi. Niektórzy pracowali za cenę morderczego, nadludzkiego wysiłku, a mimo to nie mieli pieniędzy nawet na mieszkanie i jedzenie. Wielu z nich, nie mając za co żyć, schodziło na drogę przestępstwa. Ksiądz Bosko miał okazję ich poznać w trakcie odwiedzin miejscowego więzienia. Spotkania te dały mu wiele do myślenia. Wiedział, że chłopcy ci zostali aresztowani, gdyż byli wcześniej pozbawieni opieki. Powoli dojrzewało w nim poczucie, że to właśnie on musi pomóc tym biednym, pozbawionym warunków do prawidłowego rozwoju chłopcom i uchronić ich przed losem więźniów. Chciał zgromadzić ich w jakimś miejscu, by móc ich uczyć i zająć im pożytecznie wolny czas.
Tak powstał pomysł zorganizowania Oratorium. Za symboliczny początek jego działania uważany jest moment, w którym ks. Bosko stanął w obronie bitego chłopca – Bartłomieja Garelli, oraz zaprosił go do swojego domu proponując, że będzie go uczył i zachęcając, by przyprowadził też swoich przyjaciół. Ks. Bosko rozpoczął pracę z dwoma chłopcami, wkrótce dołączyli inni. Uczył ich czytać i pisać, dawał im schronienie we własnym mieszkaniu, interesował się ich sprawami, a swą przyjaźnią pozwolił odnaleźć trochę ciepła rodzinnego, którego tak bardzo pragnęli. Liczba chłopców stale rosła, byli to głównie terminatorzy lub pomocnicy w różnych zakładach. Tymczasem ich wychowawca zastanawiał się, gdzie mogliby się zbierać w niedziele, by po całym tygodniu pracy znaleźć chwilę wytchnienia i zabawy. Początkowo pozwolono im spotykać się na podwórzu Konwiktu, w którym Jan Bosko dokształcał się i mieszkał. Tak rozpoczął się żywot „wędrownego Oratorium”, które jeszcze długo miało czekać na swoją stałą siedzibę.
Po skończeniu nauki, podjął ks. Bosko pracę jako kapelan sierocińca założonego przez działaczkę społeczną i charytatywną – markizę Barolo. Otrzymał od niej również do dyspozycji budynek, w którym mógł odtąd zbierać ponad setkę chłopców na naukę katechizmu, zabawę i modlitwę. Już wkrótce jednak otrzymał nakaz opuszczenia tego pomieszczenia, ze względu na zakłócanie spokoju mieszkających nieopodal zakonnic. Stanął również przed koniecznością podjęcia decyzji wobec alternatywy, którą przedstawiła mu jego dobrodziejka: albo pracuje w jej dziełach, otrzymując za to pensję, albo zajmuje się nadal „brudną” młodzieżą i opuszcza zajmowane miejsce. Decyzja była dla niego oczywista. Wybrał swoich chłopców, uważanych powszechnie za wyrzutków społecznych i kandydatów do więzienia.
Od tej pory błąkał się ks. Bosko ze swoją młodzieżą, grał z chłopcami w piłkę, spowiadał ich i rozmawiał z nimi, przez kościółek św. Marcina, na korzystanie z którego otrzymał pozwolenie od magistratu miejskiego, aby po sprzeciwie mieszkańców zostać z niego usuniętym, aż do przyjścia zimy, kiedy postanowił wynająć kilka pokoi w jednym z domów na Valdocco, by otworzyć tam szkołę wieczorową dla starszych chłopców, a w niedzielę prowadzić naukę katechizmu dla wszystkich. I tu jednak lokatorzy sprzeciwili się obecności hałaśliwej młodzieży i trzeba było szukać kolejnego schronienia. Tym razem była to łąka z lichym barakiem pośrodku, który po pewnym czasie również musieli opuścić.
Nie przeprowadzki stanowiły jednak największy problem ks. Bosko. Była to raczej niechęć ludzi, a także trudności ze strony władz, i to zarówno cywilnych, jak i kościelnych. Zarzucano mu, że przygotowuje chłopców do udziału w ruchach rewolucyjnych oraz że prowadzi działalność polityczną, w związku z czym wszystkie spotkania odbywały się pod nadzorem policji. Dla Jana Bosko była to znakomita okazja, by głosić kazania skierowane bardziej do stróżów prawa niż do chłopców. Wykorzystywał każdą sposobność, by troszczyć się o zbawienie dusz.
Bardziej bolesna była dla niego jednak nieprzychylność ze strony proboszczów turyńskich i wielu jego kolegów-kapłanów. Rozsiewali pogłoski, że nie jest on zupełnie przy zdrowych zmysłach, raz nawet chcieli go zamknąć w zakładzie dla obłąkanych. Rzeczywiście, jego wizje co do przyszłości Oratorium i jego rozrostu nie wyglądały jeszcze na możliwe do zrealizowania, kiedy cała gromada chłopców nie miała nawet stałego miejsca spotkań. Już wkrótce jednak, w 1846 r., po półtorarocznej tułaczce, udało im się nareszcie znaleźć siedzibę w budynku, który nazwano szopą Pinardiego i którego stan wymagał wielu remontów, ale był tak bardzo wyczekanym i wymodlonym miejscem. Tu właśnie miało „powstać, wzrastać i rozszerzać się na świat Zgromadzenie Salezjańskie, zrodzone z łez, nędzy i serca jednego pokornego księdza”.
Nadmiar obowiązków, które ks. Bosko przyjął na siebie, spowodowała, że w 1846 r., niedługo po ostatecznych przenosinach Oratorium do szopy Pinardiego, bardzo podupadł na zdrowiu i był bliski śmierci. Wychowankowie podjęli wówczas ogromnie wiele wyrzeczeń, modląc się i poszcząc o zdrowie swojego księdza. Zostali wysłuchani, aby przez szereg jeszcze lat cieszyć się jego pomocą i przyjaźnią.
Po cudownym powrocie do zdrowia, Jan Bosko wrócił do Oratorium w towarzystwie matki, która zgodziła się pomóc synowi w jego dziele oraz z nowymi pomysłami dotyczącymi rozwoju placówki. Na początku wznowił działalność kursów wieczorowych dla młodzieży – wielu bowiem chłopców nie umiało nawet czytać, a wobec coraz większej liczby potrzebujących, otworzył w 1847 r. nowe Oratorium św. Alojzego, a w dwa lata później Oratorium Anioła Stróża, obydwa gromadzące chłopców w dni wolne od pracy.
Pierwsze próby udzielenia gościny na noc potrzebującym chłopcom okazały się gorzkim zawodem – ks. Bosko został okradziony. Nie zniechęciło go to jednak i już wkrótce 150 młodych znalazło dom i rodzinę u jego boku w nowo wybudowanym internacie na Valdocco. Względy gospodarcze skłoniły go do otwarcia w 1853 r. pracowni szewskiej i krawieckiej w niektórych pomieszczeniach domu. Dwa lata później założył pracownię stolarską, introligatornię i kuźnię, a następnie niewielką drukarnię. Od tej pory mali terminatorzy nie musieli już szukać pracy w mieście, podobnie jak uczniowie, kształcący się w Oratorium pod okiem starszych kolegów – absolwentów wyższych klas gimnazjalnych, którzy stali się ich nauczycielami.
Nieustający w pracy Jan Bosko nie ograniczał swej działalności do troski o istniejące już dzieło. W 1849 r. zainicjował w Turynie nową formę apostolstwa, jaką było głoszenie rekolekcji dla młodzieży. Nie zaniechał również spotkań z więźniami, które rozpoczął jeszcze w latach seminarium. Mimo tego jednak, nie zdecydował się nigdy na stworzenie zakładów wychowawczych dla młodych kryminalistów, gdyż miał głębokie przeświadczenie, że został posłany przez Boga po to, by prowadzić młodych do świętości, a nie w celu odzyskiwania przestępców dla społeczeństwa. Chociaż pomagał tym, którzy z powodu ubóstwa materialnego, kulturalnego, moralnego, emocjonalnego i duchowego mogli zejść na złą drogę i odrzucić chrześcijańskie zasady moralne.
Ten apostoł młodzieży uważany jest za jednego z największych pedagogów w dziejach Kościoła. Zdawał sobie wszakże sprawę, że sam jeden tak wielkiemu dziełu nie podoła. Aby zapewnić stałą pieczę nad młodzieżą, założył dwie rodziny zakonne: Pobożne Towarzystwo św. Franciszka Salezego dla młodzieży męskiej – salezjanów (1859) oraz zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych dla dziewcząt (1872). Będąc tak aktywnym, Jan Bosko potrafił odnajdywać czas na modlitwę i głębokie życie wewnętrzne. Obdarzony niezwykłymi charyzmatycznymi przymiotami, pozostawał człowiekiem pokornym i skromnym. Uważał siebie za liche narzędzie Boga.
Rozwinął szeroko działalność misyjną, posyłając najlepszych swoich synów duchowych i córki do Ameryki Południowej. Dzisiaj członkowie Rodziny Salezjańskiej pracują na polu misyjnym na wszystkich kontynentach świata. W dziedzinie wychowania chrześcijańskiego św. Jan Bosko wyróżnił się nie tylko jako jeden z największych w dziejach Kościoła pedagogów, ale zostawił po sobie kierunek-szkołę pod nazwą „systemu uprzedzającego” (zachowawczego), który wprowadził prawdziwy przewrót w dotychczasowym wychowaniu. Ta metoda wychowawcza nie jest oparta na stosowaniu przymusu, lecz odwołuje się do potencjału dobra i rozumu, jakie wychowanek nosi w swoim wnętrzu. Wychowawca, w pełni szanując wolną wolę młodego człowieka, staje się mu bliski i towarzyszy mu na drodze autentycznego wzrastania. System zapobiegawczy polega na uprzedzaniu czynów podopiecznego tak, aby nie doprowadzić do zrobienia przez niego czegoś niewłaściwego.
Nie mniejsze zasługi położył Jan Bosko na polu ascezy katolickiej, którą uwspółcześnił, uczynił dostępną dla najszerszych warstw wiernych Kościoła: uświęcenie się przez sumienne wypełnianie obowiązków stanu, doskonalenie się przez uświęconą pracę. Ta właśnie, tak prosta i wszystkim dostępna asceza salezjańska, wyniosła na ołtarze Jana Bosko, jego następcę Michała Rua, Dominika Savio – jego wychowanka, Alojzego Orione – założyciela Małego Dzieła Boskiej Opatrzności (orionistów) oraz Marię Dominikę Mazzarello – współzałożycielkę Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych, a także Alojzego Versiglia, biskupa, i Kaliksta Caravario, misjonarzy i męczenników w Chinach.
Ostatnie polecenie skierowane tuż przed śmiercią do współbraci nie mogło dotyczyć niczego innego, jak tylko tego, co stanowiło sens i posłanie jego życia: „Waszej trosce polecam wszystkie dzieła, jakie Bóg zechciał mi powierzyć (…); jednakże w sposób szczególny polecam wam troskę o młodzież biedną i opuszczoną, która zawsze stanowiła najdroższą cząstkę mego serca na ziemi (…)”.
Św. Jan Bosko odszedł do wieczności w wieku 73 lat, 31 stycznia 1888 r. W 1929 r., po zakończeniu procesu beatyfikacyjnego, został wyniesiony do czci ołtarzy, a pięć lat później Pius XI ogłosił go świętym. Jest patronem młodzieży, młodych robotników i rzemieślników.
W czasie kanonicznego procesu naoczni świadkowie w detalach opisywali wypadki uzdrowienia ślepych, głuchych, chromych, sparaliżowanych, nieuleczalnie chorych. Wiemy o wskrzeszeniu co najmniej jednego umarłego. Jan Bosko posiadał nader rzadki nawet wśród świętych dar bilokacji, rozmnażania orzechów czy kasztanów jadalnych. Zanotowano także przypadek rozmnożenia przez Jana Bosko konsekrowanych komunikantów. Najwięcej rozgłosu przyniosły mu jednak dar czytania w sumieniach ludzkich, którym posługiwał się niemal na co dzień, oraz dar przepowiadania przyszłości jednostek, swojego zgromadzenia, dziejów Italii i Kościoła.
W chwili śmierci Założyciela zgromadzenie salezjanów miało 58 domów i liczyło 1049 członków. Obecnie ponad 16 tys. salezjanów prowadzi 1830 placówek w 128 krajach świata. Rodzina Salezjańska, do której należą zakonnicy i świeccy żyjący duchowością ks. Bosko, liczy ponad 400 tys. członków.
Duchowi synowie św. Jana Bosko przybyli do Polski w 1898 r. Córki Maryi Wspomożycielki – w roku 1922. Ze zgromadzenia salezjańskiego wyszli m.in. prymas Polski, kardynał August Hlond i metropolita poznański Antoni Baraniak. Salezjaninem był bł. Bronisław Markiewicz, który założył na ziemiach polskich zgromadzenie św. Michała Archanioła (michalitów). Z grona polskich salezjanów wywodzi się także bł. August Czartoryski, beatyfikowany przez Jana Pawła II 25 kwietnia 2004 r.
Modlitwa Rodziny Salezjańskiej za przyczyną św. Jana Bosko
Święty Janie Bosko, ojcze i nauczycielu młodzieży, oręduj za nami u Boga razem z Maryją Wspomożycielką, którą poleciłeś nam za Matkę i Mistrzynię. Strzeż nieustannie Rodziny Salezjańskiej, którą założyłeś z natchnienia Bożego. Utwierdzaj nas, abyśmy wśród zmiennych kolei życia, wytrwali w powołaniu salezjańskim. Kieruj do Rodziny Salezjańskiej nowe, gorliwe powołania, by wypełniać Bożą misję wśród młodzieży w oratoriach, szkołach, parafiach i na misjach. Pomagaj nam dzieci, młodzież i dorosłych uczyć prawdy, uczciwości i pobożności. Osłaniaj ich od zepsucia moralnego, bezbożności i niszczących nałogów. Spraw, abyśmy gorliwie, dobrym słowem i przykładem, umacniali w ich sercach wiarę, nadzieję, miłość i męstwo. Wyjednaj nam u Boga błogosławieństwo i siłę woli, abyśmy nieustannie dążyli do życia w doskonałości i świętości. Amen.
Oprac. Jaromir Kwiatkowski, www.dziennikparafialny.pl
Źródła:
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-31.php3
http://oratorium-lodz.salezjanie.pl/jan_bosko/
http://sdb.przemysl.pl/parafia/pliki/Peregrynacja/per3.pdf
Funkcja prokreacyjna
Nawet współczesne eksperymenty biomedyczne nie podważają tej funkcji. Pozytywnym zjawiskiem jest pogłębienie zrozumienia tej funkcji. Mężczyzna nie może ograniczać się tylko do zapłodnienia żony by stać się w pełni ojcem dziecka. Jego zadania w dziedzinie powołania do życia są paralelne do zadań kobiety, żony. Funkcja prokreacyjna zakłada odpowiednią formację mężczyzny od najwcześniejszych lat poprzez okres młodości a w sposób szczególny w okresie narzeczeństwa. Mąż musi mieć świadomość swej odpowiedzialności za poczęcie dziecka respektując nie tylko fizjologię i psychikę żony, ale również zasady moralne. Właściwie pojęta funkcja prokreacyjna zakłada też troskę o żonę w okresie ciąży i porodu. Kontynuacją tej funkcji jest opieka nad żoną i niemowlęciem po powrocie ze szpitala do domu.
Funkcja wychowawcza
Jeszcze w minionej epoce ojciec był głównym a niekiedy wyłącznym wychowawcą dzieci (dotyczyło to przede wszystkim chłopców). Dziś dzielić swą funkcję nie tylko żoną, co jest naturalną i konieczną, ale także z innymi instytucjami wychowawczymi. Niebezpieczeństwem jest zjawisko „ucieczki” ze strony samego ojca, jeśli chodzi o obowiązek wychowania dzieci, które powołał do życia. Funkcja wychowawcza ojca jest ważna i konieczna, ale przede wszystkim nie da się ją w żaden sposób zastąpić. Potwierdzają to liczne badania zjawiska braku czy też nieobecności ojca w rodzinie. Ojciec powinien ukochać swoje dziecko; nieustannie „weryfikować” własne życie, zdając sobie sprawę, że najważniejszy w wychowaniu jest osobisty przykład. Ważne jest, aby ojciec znalazł czas dla dziecka, zainteresował się jego problemami, umiał słuchać, starać zrozumieć, ale z miłością konsekwentnie egzekwować stawiane wymagania.
Pierwszym realnym wysiłkiem wychowawczym jest realny kontakt ojca z niemowlęciem. Kobieta nie powinna odsuwać go od męża, lecz ułatwić mu budowanie głębokiej i trwałej więzi z nim. W dalszych latach ojciec powinien dostosowywać formy oddziaływania do płci dziecka. Ojciec traktuje syna jako swoje odbicie. Powinien mieć ustalony światopogląd i określony system zasad etycznych i nie tylko przekazywać je synowi, lecz i samemu zgodnie z nimi postępować. Ważne jest, aby ojciec poznawał psychikę swojego syna. W takiej postawie przejawia się miłość ojcowska. Ważny jest również wysiłek wychowawczy wobec córki. Dziewczynka identyfikuje się z matka to osoba ojca jest jej niezbędna do tego aby właściwie uformować swoja kobiecość. Relacje córki z ojcem będą rzutowały na jej odniesienie do innych mężczyzn i całej społeczności pozarodzinnej.
Dużą rolę odgrywa również wychowanie religijne dziecka. Nie właściwe jest pozostawienie tego obowiązku tylko matce. Dziecko patrząc na ojca kształtuje w swej świadomości obraz Boga jako Ojca, co stanowi fundament religii chrześcijańskiej. Ojciec wychowuje poprzez przekazywania prawd wiary i zasad postępowania, przede wszystkim jednak przez dojrzały i konsekwentny światopogląd oraz własny przykład religijny. Ojciec jest przyjacielem i przewodnikiem dziecka na drodze odkrywania wartości religijnych.
Wykorzystano:
Słownik małżeństwa i rodziny. Warszawa: Wyd. Akademii Teologii Katolickiej; Łomianki, „Fundacja Pomocy Rodzinie” 1999.
Fot. http://www.sxc.hu
Tekst: Ewelina Bal, absolwentka teologii oraz Studiów Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa KUL, doktorantka KUL.
Życie duchowe zaczyna się wtedy, kiedy w grę wchodzą pewne wartości, takie jak: prawość, sprawiedliwość, godność, roztropność, mądrość itp. W momencie, gdy te wartości stają się dla człowieka cenne, stają się częścią jego i maja znaczący wpływ na decyzje wówczas mówimy o życiu duchowym. Zdolność do prowadzenia głębokiego życia duchowego jest w każdym człowieku, choć nie wszyscy się na nie decydują, nie wszyscy decydują się żyć wartościami.
Życie duchowe to angażująca całą osobowość współpraca chrześcijanina z uświęcającym działaniem Ducha Świętego. Jan Paweł II w encyklice Dominum et Vivificantem napisał, że życie duchowe to życie w Chrystusie, życie według Ducha Świętego. Inaczej mówiąc życie duchowe to pozytywna odpowiedz jaką chrześcijanin trwający we wspólnocie Kościoła świętego, całym swoim życiem daje Bogu w Trójcy Jedynemu pod wpływem doświadczenia duchowego, którego bezpośrednim sprawcą jest Duch Święty. Odpowiedź ta, to nie jednostkowy akt kultu lub moralności nierzadko spełniany pod wpływem chwilowych i zmiennych doznań religijnych. Jest to zespół postaw życiowych, czyli zajęcie stanowiska wobec poznanych oraz przeżywanych treści wiary chrześcijańskiej i względnie stałe działanie zgodne z tym stanowiskiem.
Istotą życia duchowego jest więź, zatem więź miłości z Chrystusem, który pierwszy nas umiłował (por. 1 J 4, 19) i w imię tej miłości poniósł śmierć na krzyżu (por. 1 J 4, 10). Życie duchowe to kierująca się specyficznymi prawami przyjaźń konkretnego człowieka z Chrystusem dzięki działaniu Ducha Świętego w Kościele. Na przyjaźń człowieka z Chrystusem składa się wzajemne dogłębne poznanie, uczuciowo-wolitywne zaangażowanie oraz konkretne akty działania. Życie duchowe kształtuje się poprzez modlitwę oraz życie sakramentalne. Człowiek odkrywając życie duchowe uświadomił sobie, że jest wezwany, by być mieszkaniem Trójcy Świętej. Życie wewnętrzne Trójcy polega na relacji między trzema różnymi Osobami, i polega na byciu dla drugiego i z drugim. Dlatego też samotność nie odpowiada zupełnie istocie człowieka, jest on przez Boga stworzony do życia społecznego we wspólnocie.
Wykorzystano:
Jan Paweł II. Encyklika Dominum et Vivificantem.
Chmielewski M. Vademecum duchowości: 101 pytań o życie duchowe. Lublin: wydawnictwo Muzyczne „Polihymnia 2004.
Kamiński A. Piramida życia duchowego. http:/mateusz.pl/list/0501-kaminski.htm
Fot. http://www.sxc.hu
Tekst: Ewelina Bal, absolwentka teologii oraz Studiów Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa KUL, doktorantka KUL.
Pojęciem autorytet rodziców określa się najczęściej władzę rodziców w relacjach z dziećmi, charakteryzująca się możliwością wywierania wpływu na ich przekonania, decyzje oraz zachowania. Rodzice posiadają autorytet mają jednocześnie prawo coś dziecku nakazać bądź zakazać, stawiać wymagania, egzekwowania posłuszeństwa a także podejmowania działań i ostatecznych decyzji. Posiadany przez rodziców autorytet powinien ujawniać się w atmosferze miłości i szacunku wobec dziecka. Rodzice nie powinni w żaden sposób ograniczać wolności dziecka, lecz udzielania mu wolności osądu i działania stosownie do jego możliwości. Rodzice, którzy są świadomi swojego autorytetu powinni znaleźć złoty środek między przyzwalaniem a ograniczaniem dziecka. Potrafią powiedzieć stanowczo „nie” w sytuacji, gdy ich dziecko zachowuje się niewłaściwie, ale również powiedzieć dziecku „tak” gdy jest zdolne do większej samodzielności.
Autorytet rodziców i wychowawców jest autorytetem względnym, uczestniczącym w afirmującym, absolutnym autorytecie Boga. Autorytet ten umożliwia dziecku poznanie zarówno dobra jak i zła, oraz pomaga w dokonywaniu wyborów życiowych. Dzięki niemu dziecko staje się zdecydowane w swoich wyborach.
Autorytet rodziców wspiera się na podwójnym fundamencie, którym jest czynnik kompetencji oraz czynnik mocy. Prawo obdarza rodziców autorytetem, czyli władzą nad dzieckiem i obowiązkiem kontroli nad nim, aby zachowywało się zgodnie z normami życia społecznego. Czynnik kompetencji rodziców obejmuje ich wiedzę, mądrość życiową, która jest efektem radzenia sobie z różnymi sytuacjami. Kompetencja rodziców leży u podstaw ich poczucia radzenia sobie w procesie wychowania dziecka. Jednocześnie wprowadza także zaufanie w relacje: dziecko-rodzic. Czynnik mocy opiera się na fakcie dysponowania przez rodziców materialnymi zasobami rodziny (pieniądze, żywność, nieruchomości it.) oraz na ich większej sile fizycznej. Na czynnik mocy składa się również odwaga rodziców czy silna wola, które w połączeniu z innymi cechami charakteru pozwalają na rozwiązywanie problemów dziecka z korzyścią dla niego.
Wykorzystano:
Słownik małżeństwa i rodziny. Warszawa: Wyd. Akademii Teologii Katolickiej; Łomianki, „Fundacja Pomocy Rodzinie” 1999.
Fot. http://www.sxc.hu
Tekst: Ewelina Bal, absolwentka teologii oraz Studiów Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa KUL, doktorantka KUL.