fot. Marek Szczepański
Obecnie możemy podziwiać prace artysty na indywidualnej wystawie „Still here” we wrocławskim klubie Formaty, wystawa potrwa do 29 października 2013 r.
Strona artysty: dominikjasinski.com
Czy pamięta Pan swój pierwszy obraz? Jeśli tak, to proszę nam zdradzić, co on przedstawiał?
Tak, pamiętam doskonale. To były kaczeńce w takim ohydnym, kryształowym wazonie. Od tego się wszystko zaczęło, za sprawą Pani Tamary Machowskiej, która zostawała ze mną po zajęciach w szkole podstawowej i uczyła mnie malować. Wówczas niewielu było nauczycieli, którzy widząc w dziecku jakikolwiek potencjał potrafili go rozbudzić. Ja uważam się za szczęściarza, bo na mojej drodze pojawiła się Pani Machowska i Pani Sylwia Chodorowska – Kozień, którą uwielbiam i której zawdzięczam fascynacje szeroko pojętą kulturą. To dopiero są kobiety z pasją!!!
Czy znajduje się wśród Pana prac obraz, który ma dla Pana tak wyjątkowe znaczenie, że nie oddałby go Pan za żadne pieniądze?
Oj tak, co tydzień inny. Zawsze w trakcie malowania wydaje mi się, że powstaje coś nowego i niesamowitego…. do czasu. Wieszam taki obraz na ścianie żeby wysechł i już po paru godzinach zauważam błędy i niedociągnięcia. Mam w domu kilka obrazów, z którymi się nie rozstaję (na razie), ale chyba bardziej ze względów sentymentalnych. Reprezentują różne etapy w moim życiu, różne sposoby malowania, do których już nie jestem w stanie wrócić.
Przeglądając Pana prace nie da się ukryć, że przewagę liczebną mają portrety, co takiego interesującego jest w twarzy człowieka, że skupia się Pan głównie na portretowaniu?
W twarzy ciekawe jest wszystko, można wiele wyczytać z oczu czy ułożenia ust. W twarzy jest najwięcej mięśni, twarzą pokazujemy (często mimowolnie) nasze reakcje i emocje. Interesują mnie grymasy i twarze nie do końca idealne czy proporcjonalne. Lubię uwydatniać w portretowanych modelach niektóre cechy fizyczne, zwłaszcza oczy.
Czy zawsze jest Pan zadowolony z ostatecznego efektu swojej pracy?
Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żebym był zadowolony ze skończonego obrazu (całe szczęście!). Czasami jestem zadowolony z jakiejś części, z jednego oka…To niezadowolenie mnie motywuje do dalszej pracy, bo wiem, że nie potrafię jeszcze malować tak jakbym chciał.
Czy zawsze pracuje Pan z modelem, czy też prace powstają z wyobraźni bądź zdjęć?
Pracuję albo z modelem (co bardzo lubię), albo ze zdjęć. Nigdy z wyobraźni. Przewagą przy pracy z modelem jest możliwość poznania drugiej osoby, wypicia kawy, rozmowy. Ale jak już obraz wykańczam i potrzebuję dużo skupienia to jednak wolę zdjęcia. Wówczas nie muszę się skupiać na rozmowie i uprzejmościach, ale mogę głośno podkręcić muzykę i popłynąć ze swoimi kolorami.
Czy zdarza się tak, że zachwyci Pana jakaś twarz do tego stopnia, że nie może Pan o niej zapomnieć i musi ją Pan uwiecznić na obrazie?
Zdarza się i to bardzo często. Przeważnie jak mam dużo pracy. Wtedy ta twarz dojrzewa we mnie do momentu, kiedy nie mogę zasnąć, bo myślę o „tym” portrecie. Wtedy zrywam się z łóżka i w przeciągu paru godzin maluję. Może zabrzmi to sztampowo, ale to jest taki twórczy, nieokiełznany szał, taka potrzeba namalowania czegoś, która zbyt długo we mnie drzemała, czysta energia.
Zejdźmy do płaszczyzny bardziej przyziemnej. Proszę powiedzieć, jeśli chciałabym zamówić u Pana swój portret, jakiego rzędu byłby to wydatek?
Portrety w oleju (bo zdarza się, że popełniam też akwarele czy portrety w tuszu) zaczynają się od 2500zł, w zależności od wymiaru podobrazia cena rośnie. Co jakiś czas ta cena bazowa też ulega zwyżce – myślę, że to normalne prawo popytu i podaży.
Czy planuje Pan zorganizować kiedyś wystawę w swoim rodzinnym mieście Rzeszowie? Czuje Pan sentyment do tego miasta?
Uwielbiam Rzeszów, zawsze wracam z poczuciem powrotu do korzeni, domowego jedzenia (w domu gotuje Tato, Mama woli czytać książki….) i nigdy się jeszcze tym powrotem nie rozczarowałem. Wracam do wspaniałego miasta, gdzie przeżyłem 18 najważniejszych lat w życiu człowieka. Rzeszów mnie ukształtował i kiedy po dłuższej nieobecności widzę jak miasto się rozwija to czasami oczom nie wierzę. Pod Rzeszowem, w Nowej Sarzynie, mam ukochanych Dziadków. U nich w domu zawsze na rodzinę czeka stół z obrusem, jeździmy na grzyby. Tam wypoczywam i zbieram energię.
Jednak dotychczas łatwiej mi jest zorganizować wystawę w Paryżu czy Belfaście niż w moim rodzinnym mieście. Próbowałem kilkakrotnie – jak na razie bezskutecznie. Na brak wystaw czy inicjatyw nie narzekam, ale zawsze smutno, że nie udało się jeszcze dotrzeć do Rzeszowa.
W Pana kolekcji prac znajduje się dużo portretów osób znanych ze świata medialnego, czy są to prace malowane na zamówienie, czy po prostu sprawia Panu przyjemność portretowanie znanych osób?
Duża część tych prac to obrazy zamówione przez portretowanych, ale zdarza mi się malować dla siebie, bo twarz, którą widzę jest ciekawa. Przyjemność sprawia mi portretowanie niezależnie od obiektu. Oczywiście są twarze, które wymagają ode mnie więcej pracy i skupienia – nie wiem czy zależy to od mojego nastroju czy od pewnego typu twarzy, ale nie każdego maluje się tak samo.
Obecnie mieszka Pan w Kuwejcie, czy czuje Pan, że kultura islamu będzie miała odzwierciedlenie w Pana nowych pracach?
Myślę, że już ma odzwierciedlenie i to bardzo widoczne. Możliwość poznania nowej kultury i wzbogacenia mojej pracy były zresztą jednymi z przesłanek, które ułatwiły mi przeprowadzkę. Nowe miejsce, nowi ludzie, inny niż dotychczas sposób życia – to wszystko ma wpływ na jakość i treść mojego malowania. Nie wiem, jakie będą efekty długofalowe, ale w tym cała zabawa.
Na razie jeszcze się ‘docieram’, znajduję swoje małe rutyny, ale zauważyłem, że podświadomie już zaczynam wplatać elementy kultury arabskiej do nowych prac. Zamierzam pokazać nowe rzeczy na grudniowej wystawie „Jasinski&Friends” w „Galerii Przy Teatrze” w gmachu Teatru Narodowego w Warszawie. Wernisaż wystawy z początkiem grudnia, a ja już zapraszam serdecznie.
Na zakończenie proszę powiedzieć, o czym marzy Dominik Jasiński?
Na dzień dzisiejszy marzy o tym, żeby doba miała dwa razy więcej godzin i o tym, żeby zaczęto postrzegać artystów nie jako ludzi z głowami w chmurach, nie mających pojęcia o codziennym życiu i biznesie, ale jako ciężko pracujących i mających wiele do powiedzenia.
Rozmawiała: Kamila Szetela
Podczas drugiej edycji Summer Fall Festiwal o planach wakacyjnych, autorytetach i innych artystach rozmawiam z finalistami programu Must Be the Music - dwoma członkami zespołu ENEJ- Piotr Lolek Sołoducha i Jakub Czaplay Czaplejewicz.
Za Wami Woodstock, Sopot oraz wiele innych dużych i ważnych scen w życiu artysty. Czy jest taka scena, na której jeszcze nie zagraliście?
Czaplay: Ostatnio zastanawialiśmy się i robiliśmy takie podliczenie, czy już wszystkie ważne sceny w tym kraju zostały przez nas zaliczone, czy wszędzie byliśmy i doszliśmy do wniosku, że został nam jeszcze Stadion Narodowy.
Lolek: Ale będziemy blisko, bo 26 września gramy pod Stadionem Narodowym, więc jesteśmy coraz bliżej. W Polsce wszystkie miejsca odwiedziliśmy.
Czaplay: Jest jeszcze Atlas Arena w Łodzi...
Lolek: No tak, bo na Ergo w Gdańsku graliśmy, więc została Łódź, Stadion Narodowy, ale tych koncertów jest na tyle dużo, że jak tych nie zagramy, to nic się nie stanie.
Dzisiaj gracie koncert na płockim zakończeniu wakacji... zatem jakie macie plany po wakacjach?
Lolek: Dla nas wakacje jeszcze się na dobrą sprawę nie zaczęły. Gramy do połowy października, później robimy sobie okres wolny, wakacyjny, więc to będzie trzy tygodnie takiego czasu, kiedy sobie trochę odpoczniemy i wracamy później dalej do pracy. Praca nad nowym materiałem, koncerty klubowe, więc nasze życie zawodowe z prywatnym na tyle się połączyło, że ciężko jest teraz je dzielić. Takie stricte wakacje, że ktoś ma dwa miesiące wolnego, są już raczej nierealne.
Wspomniałeś o koncertach klubowych...jaką różnicę odczuwacie między tymi, które gracie w okresie letnim?
Czaplay: Jest różnica taka, że z publicznością w klubach mamy troszeczkę bliższy kontakt i do klubu przychodzą słuchacze, którzy znają cię bardzo dobrze, znają twoją muzykografię, znają większość piosenek, śpiewają. A na plenerach często to są przypadkowe osoby, które po prostu chcą spędzić miło niedzielne popołudnie z rodziną na przykład na zakończeniu lata, tak jak zdarza nam się co weekend.
Czy jest taki polski artysta, którego cenicie najbardziej?
Lolek: Wielu jest takich... jakby to można było dzielić na poziom artystyczny, na to, kto jaki jest prywatnie... ciężko. Na pewno dziś w czołówce będzie stał Kazik z zespołem Kult, na pewno Strachy na lachy. Trochę inna półka, może trochę mniej alternatywna, wielki szacunek darzymy do pani Maryli Rodowicz. Pomimo tylu lat stania na scenie, dawka energii i siły na scenie, którą daje jest na prawdę przeogromna. Dodatkowo nasi przyjaciele, których bardzo cenimy i szanujemy- zespół Lemon.
Czaplay: Kapele folkowe- Zakopower, Golec uOrkiestra, Brathanki. Mieliśmy przyjemność ich poznać, zamienić parę słów. Są to artyści, których mocno cenimy i których ścieżką muzyczną trochę podążamy i kontynuujemy to, co oni zaczęli w tym kraju, czyli promowanie muzyki folkowej.
Gdzie chcielibyście zawodowo zobaczyć siebie za dziesięć lat?
Lolek: Ciężko jest odpowiedzieć na to pytanie. Sami się zastanawiamy czy ta folkowość się nam nie znudzi... Może folkowość się nie znudzi, ale może nie w takim wykonaniu, może nie na tyle energetyczna, może trochę z innymi instrumentami. Obyśmy za dziesięć lat nadal byli na scenie i grali koncerty. Liczę na to, że będzie to nadal forma folkowa, tylko może w trochę innych barwach, ale na pewno nie zmienimy tego tak diametralnie, że nikt nie pozna zespołu Enej.
Macie swoją ulubioną piosenkę zespołu Enej?
Czaplay: Narcystyczne by chyba zabrzmiało gdybyśmy mieli teraz określić, że któraś jest naszą najładniejszą, najpiękniejszą.
Lolek: Ja ostatnio wróciłem do piosenki Ballada o pewnej podróży z drugiej płyty, bo dawno tego nie graliśmy, więc fajnie się wraca. Ale na pewno nie będą to utwory singlowe.
Czaplay: I na pewno nie te, które gramy na koncertach, bo po prostu mamy ich czasami delikatnie mówiąc po dziurki w nosie. Ja n przykład chętnie wracam do utworu Amelia z pierwszej płyty, czy z trzeciej chociażby Żyje się raz.
Jak powstają teledyski, czy są to wyłącznie Wasze pomysły? Nawiązaliście także współpracę z Mania Studio, jak ona przebiega?
Lolek: Do współpracy szukamy ludzi, którzy funkcjonują na tych samych falach.
Czaplay: Którzy są młodzi i kreatywni.
Lolek: Którzy czują ten sam klimat. Możemy zaprzyjaźnić się z nimi prywatnie, a później jeszcze fajnie razem popracować. Z Manią dosyć długo się znamy, od pierwszej płyty, czyli 2008 roku. Człowiek, który ma wiele pomysłów tak samo jak i on zakręconych pozytywnie, więc ta cała jego ekipa bardzo nam odpowiada. Z Lili był ten wyjątek, że my nie mieliśmy fizycznie czasu żeby ten teledysk nagrać, więc podjęliśmy się takiego ryzyka, że nagramy teledysk bez nas- wszystko zatem automatycznie poszło na ich barki. W większości jest chyba tak, że to Mania wymyśla jakieś pomysły. Przy Symetryczno- lirycznej było trochę inaczej, mieliśmy więcej pomysłów jak to miałoby wyglądać, on to jakby bardziej wyreżyserował i po obopólnych konsultacjach dochodzi do etapu obrazkowego. Wydaje mi się, że tworzy się to wszystko naturalnie, nie ma takiego nacisku stuprocentowego z naszej strony, że ma być tak i koniec- on coś proponuje, my mówimy nie. Z drugiej strony tez tak nie działa, więc współpraca przede wszystkim.
Co, według Was, jest w życiu najbardziej inspirujące?
Czaplay: Samo życie jest największą inspiracją, to co nas otacza, co się dzieje dookoła nas na co dzień i stąd czerpiemy te inspiracje. Mówię tutaj w imieniu kolegi Mynia, który jest autorem większości naszych tekstów. Czerpie je po prostu z tego co otacza nas, jego, z rzeczywistości.
Czy uważacie, że w dzisiejszych czasach łatwiej jest dotrzeć do ludzi poprzez muzykę, przekazać pewne wartości czy emocje?
Lolek: Muzyka na pewno ma trochę inny przez niż jakby ktoś stanął i zaczął coś po prostu mówić. Muzyka to są emocje, nie można w niej być nieszczerym. Przekaz muzyczny jest na pewno FAJNIEJSZY- to jest chyba lepsze określenie. Czy bardziej się opłaca to nie wiem, ale widzę po czasach dzisiejszych, gdzie jest łączenie różnych gatunków muzycznych, gdzie jest Enej, Farben Lehre, Kamil Bednarek, Analogs, Jelonek, że stylistycznie te zespoły się bardzo różnią, ale przekaz jest na pewno taki sam.
Czy towarzyszy Wam w życiu takie motto, którym się kierujecie?
Lolek: Nie... chyba nie ma takiego, które można by nazwać przewodnim.
Czaplay: Które moglibyśmy w ramkę powiesić w busie i codziennie je czytać.
Lolek: Takiego nie ma, choć takie założenia życiowe są. Trzeba dążyć przez pracę do tego co się chce osiągnąć, być wytrwałym...
Czaplay: I wierzyć w marzenia...
Dziękuję za spotkanie i możliwość rozmowy. Życzę Wam wszystkiego dobrego, nieustającej energii scenicznej i udanego koncertu.
Lolek, Czaplay: Dziękujemy.
Magdalena Kotulska
W dniu 12września w rzeszowskim BWA, odbył się wernisaż dwóch artystów: Kacpra Dudka i Piotra Stochli, pod wspólnym tytułem „Cudowne trwonienie czasu”. Połączenie instalacji artystycznych i obrazów, dało niesamowity, wizualny efekt! Dla pomia.pl, wywiadu udzielił jeden z artystów - Kacper Dudek:
"Malarz i grafik. Ukończył z wyróżnieniem Wydział Malarstwa krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych w pracowni prof. Zbigniewa Grzybowskiego. Stypendysta Fundacji im. Hanny Rudzkiej Cybis w Krakowie oraz Fundacji im. Eugeniusza Gepperta przy Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Autor licznych wystaw indywidualnych, m.in. w rzeszowskim BWA, krakowskiej Otwartej Pracowni oraz Academie Beeldende Kunstend w St.Truiden (Belgia), a także zbiorowych – m.in. podczas „Recontres-Spotkania” w Instytucie Polskim w Paryżu. Oprócz prac z dziedziny malarstwa i fotografii, Kacper Dudek zajmuje się także rysunkiem i ilustracją. Jest autorem serii dowcipnych obrazków i kartek pocztowych, pełnych osobliwych i tajemniczych istot, takich jak Człowiek-Rakieta, Zjadacz Chmur czy Dmuchacz Dusz."
(źródło: http://endo.pl/1498.xml)
Kiedy zaczęła się Pana przygoda ze sztuką?
Moja przygoda ze sztuką trwa właściwie od urodzenia, ponieważ mój ojciec jest malarzem i sztuka gościła w domu cały czas, dlatego ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Natomiast ja tak na poważnie zacząłem się tym zajmować od momentu rozpoczęcia edukacji w liceum plastycznym w Rzeszowie.
Co uważa pan za swój największy sukces?
To bardzo ciężko powiedzieć. Ja za sukces uważam to, że ciągle maluję mimo wielu przeciwności cały czas w tym trwam i to jest mój sukces.
Zajmuje się Pan wieloma dziedzinami sztuki: malarstwo, fotografia, grafika, ilustrowanie książek, wykonywanie projektów plastycznych dla marki ENDO. Proszę powiedzieć, która z tych dziedzin jest najbliższa Pana sercu?
Najbliższe jest mi malarstwo, ale bardzo tez lubię robić rzeczy dla dzieci, różnego rodzaju ilustracje, bo właściwie książki czy to, co robię dla „Świerszczyka” albo ENDO to są bardzo pokrewne rzeczy.
Czy zdarza się, że wraca Pan do starych obrazów i coś w nich poprawia?
Oj myślę, że tak jest cały czas, niekoniecznie to się odbywa fizycznie, czyli że macham pędzlem, ale obrazy maluje się całe życie. Nigdy nie ma końca. Czasami wydaje się, że obraz jest już skończony, a po jakimś czasie chciałoby się coś tam zmienić, tylko trzeba się pilnować, ponieważ obraz jak zostaje w jakimś momencie to fajnie, jak ten moment trwa.
Czy zdarzyło się, że tak pochłonęła Pana praca nad obrazem, że stracił Pan poczucie czasu?
To przychodzi samoistnie, to praktycznie jest codzienność, gdy maluję.
Co radziłby Pan osobom, które posiadają talent artystyczny, ale go nie wykorzystują?
Oj nie wiem, nie chciałbym tutaj startować z pozycji nauczyciela, po prostu nie jestem od tego, żeby uczyć. Niech profesorowie w szkołach ukierunkowują młodych artystów.
Wystawa potrwa do 13.10.2013r. Wszystkich bardzo serdecznie zapraszamy!
Rozmawiała: Kamila Szetela
O festiwalach, osobistych upodobaniach, pracy i marzeniach, podczas drugiej edycji płockiego Summer Fall Festiwal rozmawiam z Michałem Jelonkiem - polskim kompozytorem i skrzypkiem.
Co Pan sądzi o organizowaniu tego typu festiwali?
Jelonek: Każda impreza, która powoduje, że pokazuje się rożnych muzyków, nie tylko stałe, że tak powiem "nazwy" jest fajna, bo jest to dla każdego coś innego. Nie wszyscy muszą non stop bawić się przy tym samym zespole i to jest świetny pomysł, że można coś takiego robić, zwłaszcza, że to jest już końcówka sezonu, ostatnie plenery, więc potem przyjdą kluby i wtedy będzie już zupełnie docelowy słuchacz- taki, który wie czego chce. Tutaj natomiast jest impreza otwarta, więc często trafia się publiczność dość przypadkowa. Czasami pierwszy raz słyszy jakiś zespół, wykonawcę, ale z drugiej strony to bardzo dobrze, bo wtedy artysta ma pewien test, czy potrafi przekonać do siebie kogoś, kto nie zna jego twórczości, czy potrafi go zachęcić. Moim zdaniem, również dla odbiorców jest to nowy eksperyment, bo słuchają czegoś nowego, innego gatunku muzyki, czy mniej znanego zespołu, który się okazuje, że wcale nie jest gorszy od kogoś, kto jest non stop na topie w mediach.
Woli Pan plenery czy grę w klubach?
Jelonek: Nie to, że wolę, bo jest to jednak odmienny sposób grania. Plener zazwyczaj w teorii jest większy, ma większy zasięg, scenę i więcej ludzi, więc ma to większe przełożenie na dotarcie do szerszej grupy odbiorców, ale za to człowiek jest troszeczkę dalej. Czasami w klubach jest tak, że gra się prawie twarzą w twarz. W klubie zazwyczaj impreza jest biletowana, więc nie jest to odbiorca przypadkowy, tak jak mówiłem- to ktoś, kto zna twoją twórczość, wie, czego się spodziewać i występuje innego rodzaju chemia.
Na scenie jest Pan niezwykle energiczny, żywiołowy i zaskakujący, a jaki jest na co dzień Michał Jelonek, poza sceną?
Jelonek: Na co dzień jestem właśnie taki...ciepłe kluchy (śmiech), żeby tą energię odbudować po scenie. Mam dużo koncertów, więc w domu muszę się trochę wyciszyć, ale potem też mam taki nerw, muszę coś robić, kombinować, nagrywać. Mam wrażenie, że życie mamy jedno i nie jest ono aż tak długie, że przesiedzieć je przed telewizorem czy komputerem.
Inni artyści są zaszczyceni mogąc występować z Panem na jednej scenie, a czy jest taki artysta, a którym to Pan marzy staną na jednej scenie?
Jelonek: Żeby zagrać tak...? Jest paru wykonawców żyjących, ale najbardziej to marzę, żeby zagrać z Ludwigiem van Beethovenem, ale wątpię, że to mi się uda. Natomiast jest paru skrzypków... Nigel Kennedy, mam nadzieję, uda się zagrać kiedyś jakiś duet. W prawdzie wiadomo, że jest to wirtuozja , mogę mu jedynie czyścić buty, ale to jest jednak dla mnie pewnego rodzaju autorytet, na pewno. Z drugiej strony natomiast jestem z natury punkowcem, więc nie lubię autorytetów jakby od strony twórczości, dlatego, że szanuję i uwielbiam ich pracę, ale jako punk wiesz...mam swoją drogę.
Ja życzę jednak żeby się udało...
Jelonek: Dziękuję bardzo.
Czy jest taka rzecz, bez której nie potrafi Pan żyć... oprócz skrzypek?
Jelonek: Hmmm.... na pewno bez muzyki, chociaż czasami jest człowiek przemęczony koncertami, ma dość tego wszystkiego, dźwięku i najchętniej wypoczywa w ciszy, to na dłuższą metę chyba jednak muzyka, dźwięki, granie i słuchanie.
Jak opisałby/ zareklamował Pan samego siebie, gdyby zaszła taka konieczność w kilku słowach?
Jelonek: Nie wiem... nie mam takiego dystansu do siebie, żeby móc coś wymyślić, co mogłoby być reklamą. Po prostu... staram się uprzyjemnić życie swoje i innych skrzypieniem i tyle.
Plany zawodowe na najbliższą przyszłość...
Jelonek: Teraz kończymy nagranie płyty hunterowej, nowej płyty " Huntera", dalej będzie trasa. Potem, w listopadzie trasa jelonkowa po klubach i już w zimie będę knuł kolejną płytę jelonkową. Nie wiem kiedy będzie premiera płyty, bo to zależy jak się wszystko potoczy, ale mniej więcej w grudniu/ styczniu, mam nadzieję, że zacznę pracę nad nowym albumem.
Został Pan laureatem wielu nagród, wyróżnień, jest Pan ceniony przez innych artystów i przede wszystkim fanów, koncertuje Pan, zaraża swoją muzyką i energią ludzi... czego jeszcze mogę Panu życzyć?
Jelonek: Zdrowia, tak jak każdemu chyba, bo to najważniejsze. Jak jest zdrowie, to potem człowiek już sobie radzi z innymi rzeczami.
Na koniec trochę o gwiazdach... jest Pan zodiakalnym Bliźniakiem. Bardziej ceni Pan sobie zmysł czy piękno?
Jelonek: Chyba zmysł. Podejrzewam, że u kobiet jest to inaczej. Jest facet, który z wyglądu jest jak zwierze, wręcz nie jest, że tak powiem piękny, w tym stylu modelowym, ale ma to coś w sobie, w oczach ma tę charyzmę i po prostu jest jak magnes. Tak samo kobiety.... są takie, które wcale nie są, powiedzmy, według jakiegoś kanonu pięknościami, ale mają to coś w sobie, coś, co przykuwa uwagę. A czasami bywa, że modelka, którą widzisz na tysiącach plakatów, jak ją spotykasz, trzy minuty pogadasz i koniec. Można to odnieść do wszystkiego. Piękno przemija i zostaje tylko to co w środku. Mam wrażenie, że to połączenie emocjonalne jest dłuższe w czasie i bardziej wartościowe, niż połączenie tego typu, że coś komuś się podoba.
Czyli zodiakalnie wszystko się zgadza... Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę udanych koncertów na dzisiejszej scenie oraz dalszych sukcesów i spełnienia marzeń- tych zawodowych jak i prywatnych.
Jelonek: Dziękuję również.
Magdalena Kotulska
fot. Autorka wywiadu z Jelonkiem - przyp. redakcji pomia.pl
Piękna pogoda, dużo pozytywnej energii między ludźmi i na scenie oraz doskonała lokalizacja… po pierwszej próbie na Opolskiej scenie festiwalu „Chonabibe” spotykamy się z Gooralem i jego ekipą- Ania „Wiosna” Rogowska i Maciej „KAMER” Szymanowicz.
Czy po raz pierwszy jesteście w Opolu? Jak Wam się tutaj podoba?
Gooral: W Opolu nie…(śmiech)
Ale w naszym Opolu, Lubelskim.
KAMER: Tak, jesteśmy tutaj pierwszy raz, ale bardzo nam się podoba. Jak przejeżdżaliśmy od Puław, przez Kazimierz już zaczęliśmy czuć to inne miejsce i klimat. Widać, że ma ono potencjał i ludzi, którzy dbają o ten festiwal.
Chciałabym zacząć od nawiązania do Waszego niedawnego koncertu na scenie Woodstockowej. Jak wrażenia?
Wiosna: To już drugi raz, tak jak w tamtym roku było niesamowicie . Nowy projekt Goorala z Mazowszem okazał się dobrym pomysłem i każdy z nas na pewno super się bawił.
A jak opisalibyście w 3 słowach Woodstockową publiczność? Osobiście spotkałam się z ze stwierdzeniem, że jest ona bardzo szczera.
Gooral: Tak jak mówisz, Ci ludzie są szczerzy, nie udają, ale przyjeżdżają tam dla tej muzyki, świetnie się bawią i czerpią z tego jak najwięcej. Najważniejsza jest „zajawka”, pasja i czerpanie z tego radości.
Coraz więcej koncertów, fanów i obowiązków. Jak wygląda Wasz dzień w trasie?
Gooral: To może ja opowiem na przykładzie. Od wczoraj, albo nie, od przedwczoraj…Graliśmy koncert, później jechaliśmy tutaj ponad 6 godzin, spaliśmy też około 5-6 godzin w hotelu. Do tego dochodzą jakieś próby i inne rzeczy organizacyjne. Na szczęście drogi w Polsce mamy coraz lepsze, można szybciej się przemieszczać. Rozkładasz siedzenie w aucie i można się przespać, ale jest to wszystko dość męczące.
Jesteście perfekcjonistami?
Gooral: Ja nie jestem…(śmiech)
Wiosna: Mnie nigdy nie podoba się jak słucham samej siebie, zawsze chciałabym coś zmienić.
Gooral: Nie jestem i dlatego płyta ukarze się z opóźnieniem, czyli we wrześniu.
Wolicie grać koncerty w klubach czy w tak zwane plenery?
Wiosna: To jest trudne do porównania, bo w klubie patrzysz tym wszystkim ludziom w oczy, masz z nimi bliższy kontakt, a w plenerze widzisz setki głów ze sceny i również musisz o tych ludzi zadbać, zadowolić tym co robisz i dać z siebie wszystko. Moim zdaniem każde z tych miejsc jest ważne i ciężko jest to porównać.
Gooral: Tak naprawdę to ludzie tworzą imprezę i to jest najważniejsze.
A czy jest koncert, który zapamiętacie na zawsze?
KAMER: Woodstock jest festiwalem, który wywołał duże emocje. To ogromna przyjemność, wyróżnienie móc zaśpiewać dla kilkutysięcznej publiczności i usłyszeć, że się podobało.
A czy odczuwacie jeszcze stres wychodząc na scenę?
Wiosna: Stres? Chyba nie. Jest adrenalina, ale nie stres.
Gooral: Pewnie, zobacz jak się cały trzęsę…(śmiech)
Już niebawem ukaże się Wasza płyta…czego możemy się spodziewać?
Gooral: Płyta ukaże się we wrześniu wydana nakładem naszej wytwórni Kardigram i najważniejsze jest dla mnie to, żeby była jak najlepsza. Mamy 12 utworów, zajawę i dużo energii żeby to tworzyć. Liczymy na dobry odbiór ze strony ludzi i postaramy się, aby wszędzie była dostępna.
Czy macie jakieś marzenia związane ze swoją pracą na scenie? Czy jest osoba lub zespół, z którym chcielibyście kiedyś wystąpić?
Wiosna: Ja mam… chciałabym kiedyś zaśpiewać z Massive attack.
Tego Ci życzę. A wszystkim życzę nieustającej energii, dużo siły i inspiracji do tworzenia, udanego koncertu na Opolskiej scenie i dziękuję bardzo za rozmowę.
G, W, K: Dziękujemy.
Rozmawiała Magdalena Kotulska